sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 1


POSZUKIWANY
 ŻYWY LUB MARTWY


X



Mglisty Cień 
Imię i nazwisko: nieznane
Data urodzenia: nieznana
Miejsce pochodzenia: nieznane
Miejsce zamieszkania:nieznane
Zawód: nieznany
Wysokość nagrody: 50 000$

-Silver, jesteś zainteresowana tym przestępcą?- zagadnął ją barman.- W końcu pięćdziesiąt tysięcy dolców dla takiej kobitki, jak Ty, to sporo, a wiem dobrze, jak strzelasz.
-Dla każdego to sporo.-upiła łyk piwa- Ciekawi mnie, kiedy zdobędą zdjęcie. A co do strzelania...to tylko hobby.
-Mogłabyś wykorzystać to "hobby".-mruknął mężczyzna, uderzając dłonią w stół-Na razie Mglisty Cień pozostaje nieuchwytny. Naprawdę, trafna ksywka. Facet jest całkiem niezły.- wytarł dwa duże kufle i odłożył pod ladę.
-A może to ona? 
-Nie żartuj, Helen. Od kiedy to  panny wynoszą cichaczem z banku grube pieniądze, nie zostawiając śladu?
-W sumie...-dopiła piwo i odstawiła kufel- Masz rację. Jakoś nie wyobrażam sobie Cienia jako kobiety.
-Dodajmy do tego fakt, że ani razu gościu nie dał się złapać, tylko zawsze rozpływał się w powietrzu...to musi być mężczyzna.
-Sugerujesz, że kobiety tak nie potrafią? Ale pewnie masz rację...
Rozejrzała się wokół. Lubiła tę knajpkę, była główną w tej części miasta. Urządzona była w bardzo starym stylu, jak na westernach.
Wiele osób tu przesiadywało. Stałymi bywalcami byli tacy, jak ona- pasjonaci broni, mistrze strzelania i jazdy konno, zwani-na cześć westernów- "rewolwerowcami", "mechaniczni kowboje" , czyli motocykliści z pistoletami ukrytymi w tajnych kieszeniach ramonesek, nawet stare dziadki w kapeluszach i ubraniach rodem z  spaghetti westernów Sergio Leone oraz przejezdni, patrzący na tą zgraję, jak na bandę idiotów. Co tu dużo mówić, San Patricio. Miasto w hrabstwie o tej samej nazwie. Przy odbudowywaniu i rozszerzaniu, podzielono je na pół. Na część "normalną", gdzie mieszkali ludzie i na tę "nienormalną". W tejże połowie, zabawy były takie, jak na Dzikim Zachodzie, z drobnymi ulepszeniami. Za dnia urządzano m.in zawody strzeleckie lub konne.Wieczorem zwykle oglądano któryś z filmów Sergio Leone, największą popularnością cieszył się " Dobry, Zły i Brzydki" oraz "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", delektowano się alkoholem i słuchało się niesamowitych historii, a list gończy wyglądał  bardzo podobnie do tego z tamtych lat.
To był po prostu inny świat. 
Co nie znaczy, że coś było tu ostro zacofane. Wszelkie wynalazki dzisiejszego świata- znajdowały się po drugiej stronie metropolii. Tutaj wyjątkiem byli "mechaniczni kowboje" na motocyklach oraz  telewizory (tylko do oglądania westernów) , radia (wtedy, kiedy już nikomu nie chciało się grać) i parę innych rzeczy.
Tyle, że prawda była taka, że pół tej aglomeracji było jak wesołe miasteczko. Wszyscy, co tu przebywali, poza tą częścią miasta byli szarymi obywatelami, nie rewolwerowcami, nie mechanicznymi kowbojami. Tu zachowywali się tak jak chcieli, ale w prawdziwym świecie byli zwykłymi, nudnymi ludźmi, z nudną robotą. Ale bywali też Ci, co tu mieszkali i zachowywali się jak starzy rewolwerowcy. 
Dlatego kogokolwiek, kto tu wszedł pierwsze wrażenie brzmiało mniej więcej: "Cofnąłem się w czasie?", a ostatnie słowa (o ile był przejezdnym, który postanowił tu nie zostawać): "Jeszcze tu wrócę".
No tak. Podobało się niemal każdemu.


A kim był Mglisty Cień, którego tak poszukiwano?
Pojawił się znikąd, trzy lata temu i zaatakował. I jak się pojawił, tak zniknął. Z wówczas stu tysiącami dolców. Stopniowo wielkość straconych pieniędzy rosła i to w różnych miejscach, w Teksasie i nie tylko.
Przestępca. Okradający banki. Nikomu nie udało się go namierzyć, nikomu nie udało się znaleźć choć śladu .A jak już coś widziano tylko cień, który po chwili rozpływał się powietrzu.
Ale nie okradał małych banków, takich jak w San Patricio. Nie. Jego celem były wielkie banki z najnowszymi zabezpieczeniami, na które nawet najbardziej cwani przestępcy się nie porywali. Dziwne  było to, że z ludzi biedniejszych nikt nic nie stracił z jego powodu. Zawsze tracili tylko i wyłącznie bogacze.
Tematem dzisiejszym w knajpie nazwanej "Angel's Eyes" w "hołdzie"  Złemu*  był ostatni napad Mglistego Cienia. Starzy wyjadacze, siedzący w rogu, zawzięcie o tym dyskutowali.
-Podobno wyniósł raz aż  pięćset tysięcy dolarów, pomimo najnowszych zabezpieczeń.
-Na to komu taka  forsa? Ciekawe w co ją pakuje.
-Na szczęście tu, w Teksasie jest kara śmierci. Tylko czekać, aż go złapią.
-Jak chcesz to zrobić, skoro nawet nie wiadomo, jak wygląda?
-Prędzej czy później wpadnie. Ja Wam to mówię.
-Cień jest dość spokojny. Za każdym razem mógł bez skrupułów zabić, ale nigdy tego nie robił.
-Nie każdy złodziej jest mordercą.
Helen podniosła kufel do ust. Zapowiadała się ciekawa dyskusja.


Nadeszła ciemna noc. Cisza panowała na ulicach "normalnego" San Patricio, cisza i ciemność.
Znikąd na uliczce pojawiła się postać w długim, czarnym płaszczu. Podeszła ona do ściany jednego budynku i zerwała list  gończy, na którym wciąż brakowało zdjęcia i istotnych informacji.
-Czyżby to nieuchwytny Mglisty Cień?-dobiegł szept.
-Cień z definicji jest nieuchwytny, Nocny Skowronku.- powiedział, nawet się nie odwracając.
-A skowronek z definicji jest rannym ptaszkiem. Jak Ty to robisz?-złodziej zwany Nocnym Skowronkiem oparł się o ścianę.
-Który raz się o to pytasz? Lata ćwiczeń.
-Jakie lata? Cień, jesteś młodziutki, masz góra dwadzieścia parę lat. Po co się w to pakujesz, po co kradniesz? To nie jest zabawa, zajmij się czymś porządnym.
-Próbujesz mnie pouczać, Skowronku? Mam swój cel, tak jak i Ty kradniesz dla jakiegoś.
-Nie, Cień. Ja Cię tylko ostrzegam. Sporo jest takich, jak my dwaj. Wiesz dobrze, ilu ich tu już spotkaliśmy. Nieco ponad dwa lata temu, Biały Lotos był królem napadów na bank w Teksasie, do czasu, aż go przebiłeś. I jeszcze okradłeś jego.
-Biały Lotos nie żyje. I to nie z mojej ręki zginął. A należało mu się.
-Ale jego kumple, żyją! Ostrzegam Cię tylko. Nikt nie zna naszych tożsamości, ja nie znam Twojej, Ty mojej, ale idzie nas opisać. Lotos miał sporo kumpli. Będą próbowali Cię namierzyć i załatwić, ewentualnie podadzą Twój opis władzom.
-O niczym innym nie marzę. Dlaczego mi to mówisz, Skowronku? I to teraz?-młody przyjrzał mu się, z podejrzeniem w oczach.
-Niejako jesteśmy kumplami. Nie zostawia się kumpli.
-Ja nie morduję.- warknął Cień, bo zgadł, do czego spróbuje go namówić tamten.
-Raz będziesz musiał się przełamać, o ile chcesz mieć spokój.
-Jaki masz w tym interes? Ja nie zabijam. Poza tym nigdy mnie nie znajdą.
-Ja? Ja jestem stary. Nie radzę sobie, jak kiedyś. I...
Coś błysnęło w oczach młodzika.
Rozległy się strzały. Kawałek drewnianej poręczy obok nich odłupał się. Cień i Skowronek szybko się skryli.
-Cholery zdrajco!-syknął Mglisty i w mgnieniu oka przycisnął niczego nie spodziewającego się przyjaciela do ściany.-Ludzie Białego Lotosu, tak? Skąd do cholery, wiedzieli, że tu jestem?!
-To nie moja wina....-mężczyzna był przerażony.-Musieli mnie śledzić...dopiero wróciłem z napadu, jako Nocny Skowronek, ale skąd wiedzieli...
-Skąd wiedzieli co?
-Chciałem Cię przekonać do walki z nimi. Podobno mają spore łupy, a ja...Jestem Twoim kumplem, Cień! Jakbym chciał Cię wydać, dawno bym to zrobił! 
-Albo chciałeś mnie wciągnąć w pułapkę! Czy Ty wszędzie trąbisz, że mnie znasz?- wydobył pistolet zza pasa i oddał kilka strzałów. Rozległy się wrzaski.-Zacząłeś o nich gadać i z dupy się pojawiają, tak? 
-Kurwa mać, dają za Ciebie 50 patoli, mógłbym Cię ukatrupić tu i teraz, dlaczego niby tego nie robię?
-Bo nie masz kul. 
-Kiedy Ty...ZWIEWAJ, ALE JUŻ!
Padł strzał, z zupełnie innej strony niż wcześniej.
Kiedy opadł kurz, dziesięciu ludzi ze znakiem lotosu na ramieniu popatrzało na siebie zdziwionych.
-Nie ma ich...
Z dala rozległy się dźwięki syren policyjnych. Mężczyźni wepchnęli broń za pas i uciekli.

Skowronek padł z hukiem na ziemię.
-To bolało, wiesz, Cień?
-Sorry. Musiałem się spieszyć.- poprawił czarną pelerynę.-Trafili Cię!
Rzeczywiście. Nocny Skowronek czuł okrutny ból w prawym udzie. Krew sączyła się z rany na ziemię.
-To nic takiego.- oderwał od koszuli cienki pas i obwiązał nim ranę.-Niejako uratowałem Ci życie, co?
-Nie.-młody odwrócił się- To ja uratowałem je Tobie.
-Skoro mi nie ufałeś...czemu mnie nie zostawiłeś?
-"Nie zostawia się kumpli". Prawdą jest, że mogłem zbiec szybko i bez śladu. I...-machnął ręką, nie chcąc mówić dalej.
-Rozumiem.-odpowiedział krótko Skowronek i rozejrzał się.- Nawiasem mówiąc, gdzie jesteśmy i jak Ty to zrobiłeś, że tu jesteśmy?
-Jedna miejscówka. A jak to zrobiłem, to już moja tajemnica.
Mężczyzna podniósł się z ziemi. Miejsce,  w którym się znajdowali przypominało jaskinię, która w jednym miejscu była zasypana, a wchodziło się do niej...no właśnie jak? Tego Skowronek nie wiedział.
-Cień...przepraszam za tą akcję. Ostatnio robiłem napad niedaleko dawnego miejsca przesiadywania Białego Lotosu i...
-Teraz to nieistotne.- powiedział spokojnie.- I tak mam jedną rzecz do zrobienia.
-Co teraz zamierzasz, Cieniu?
-Na razie wyjadę z Teksasu. I tak miałem to zrobić, oni tylko to przyspieszyli. W Las Vegas otworzyli nowe kasyno, podobno bardzo bogate.
-Zamierzasz ich okraść, czy przerżnąć wszystkie  swoje pieniądze?
-Najpierw przerżnąć część, potem okraść.
-Tam też Cię szukają.- zauważył mężczyzna.
Młody prychnął.
-Pf. Przyda się dawka adrenaliny. Poza tym...
-Jakbyś tu miał jej mało.
-Poza tym...-Cień podszedł do zasypanego miejsca, w którym otworzyło się przejście. Jego przyjaciel patrzył na to z otwartymi ustami.- Skoro już dowiodłeś, że serio jesteś moim kumplem...a chwilę temu narzekałeś na brak kasy, masz.- coś poleciało w jego stronę. Skowronek odruchowo to złapał. Było to dziesięć tysięcy w gotówce. Rozległy się niewielkie trzaski, kiedy Młody rzucał w jego stronę pieniędzmi, aż "usypał się" stos dwustu pięćdziesięciu tysięcy plus woreczek diamentów.
-Żartujesz? Nie potrzebuję Twojej kasy, poradzę sobie.-zaprotestował mężczyzna.
-Przestań. To w ramach podziękowania. Mam tego jeszcze sporo...do mojego powrotu Ci chyba wystarczy, co?
-Cień, ale ja nie mogę tyle przy...
-Nic nie mów. Uratowałeś mi życie przecież, pamiętasz?- Skowronek spojrzał na niego. Przecież chwilę temu twierdził, że było odwrotnie.-Poza tym byłeś dla mnie jak ojciec.
-Dobra. Dziękuję.- powiedział- Kiedy wyjeżdżasz?
-Z samego rana. Co z nogą?
-Zagoi się z czasem.- zbagatelizował starszy.
Relacje Skowronka i Cienia często przypominały relacje ojciec-syn. I  chociaż nie znali swoich prawdziwych tożsamości, a pierwszy nigdy nie wychowywał drugiego, był dla niego jak ojciec. Mglisty Cień szanował starszego od siebie Nocnego Skowronka. I widział, że ostatnimi czasy jego przyjaciel nie dawał już sobie rady, a żyć przecież jako normalny człowiek musiał mieć z czego.

Wraz z wstaniem słońca, wstała i Helen Silver. Wyprowadziła swojego Harleya Davidsona z garażu i założyła kask. Motor wydał z siebie głośny warkot, po czym ruszył z miejsca. Opuszczając miasto, obróciła się tylko na moment, pozdrawiając gestem barmana "Angel's Eyes"  i przy okazji faceta, który siedział na fotelu bujanym przed knajpką, z obandażowanym prawym udem.
Minęła tabliczkę "Żegna Was ta część San Patricio, do zobaczenia wkrótce!" i zwiększyła prędkość.
 Helen Silver właśnie opuszczała Teksas, a z nią wyjeżdżał Mglisty Cień, którego maska z modulatorem głosu i strój  spoczywały w podwójnym dnie walizki.


POSZUKIWANY
 ŻYWY LUB MARTWY


X


Mglisty Cień
Imię i nazwisko: nieznane
Data urodzenia: nieznana
Miejsce pochodzenia: nieznane
Miejsce zamieszkania:nieznane
Zawód: nieznany
Wysokość nagrody: 100 000$
______________________________________________________________
* " Zły" w filmie " Dobry, Zły i Brzydki" to postać zwana "Angel's Eyes", bezlitosny, ponury rewolwerowiec.
Rozdział składa się w większości z dialogu, tak miało być. 


3 komentarze:

  1. Zajebiste. Będę czytać <3

    OdpowiedzUsuń
  2. "część normalna" i "nienormalna" rozbroiły mnie XD opis tej "nienormalnej" części zrobił na mnie duże wrażenie :D tak sobie zaczęłam wyobrażać to wszystko i w sumie miałam miłe odczucia przy tym. jako dziecko uwielbiałam chociażby Lucky Luckea, więc początek rozdziału wywołał we mnie wycieczkę w głąb wspomnień :)

    Mglisty Cień w swoich działaniach jest bezczelny. Napada na banki, za nic ma zabezpieczenia, jest bezwzględny i konsekwentny w działaniu... to mi się podoba :D

    "I jeszcze okradłeś jego." - dobre :D kolejny dowód na bezczelność Cienia :D ich rozmowa wprowadziła taki tajemniczy klimat, a zdania pożerało sie, a tu nagle... strzały :( dlaczego mi to odebrałyście? :((( ale przynajmniej uciekli w stylu Cienia! :D SZADOŁ STAJL BICZ

    no tak, dziesięć tysięcy dolców, to taka "kaska" ;-; i jeszcze te diamenty dla pogłębienia ironii XD postać Cienia z każdym to dalszym fragmentem opowiadania wywołuje we mnie narastający szacunek dla tej osoby. niezmiernie mocno kręcą mnie w tej chwili dalsze losy postaci, więc licze, że szybko opublikujecie coś nowego XD

    no i wyjazd w stylu Cienia :D ohh teraz jestem serio ciekawa czy zostanie zdemaskowana, czy nie, czy spotka ja kontrola na drodze, a może wysypie jej sie wszystko z walizki... tyle myśli po jednym rozdziale! :D czapki z głów za sam koncept, a wykonania już nie wspomne, bo mnie wbiło w ziemię :D

    czekam na więcej, zostaje tu jak na razie i życze powodzenia w pisaniu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie dla mnie za dużo tego dialogu. Nie potrafiłam się odnaleźć w akcji. Miejsce wydawało mi się całkiem obce. Nie mogłam się skupić, nawet kilka wypowiedzi ominęłam, bo uznałam, że niczego nie wniosą. Szkoda, że nie opisałaś szczegółowo zachowań, gestów, mimiki bohaterów. To pomogłoby mi w jakiś sposób ocenić charakter bohatera. Ciekawa jestem, czy ludzie z Lotosu byli tam razem ze swoim bossem, czy bez niego. Sporo pytań mi się nasuwa po przeczytaniu tego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń