wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 4



 Charlotte wysiadła z samolotu z jednym, dosyć małym plecakiem i dużym poczuciem ulgi. Po wielu godzinach siedzenia w napięciu mogła odetchnąć. Nie przeszkadzały jej nawet ostre promienie słońca, które raczył i tak już opaloną buzię.
 Ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Jednak po przekroczeniu bramy lotniska przez chwilę nie wiedziała, co zrobić. Nie musiała mieć lustra, żeby być świadomą tego, jak w owej chwili wyglądała. Dotknęła dłonią potarganych loków, a drugą starła kropelki potu z czoła. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, rozpoczęła swoją wędrówkę żwawym krokiem. Nie pamiętała, jak daleko może być tętniąca życiem część miasta, ale nie zniechęciło jej to. Nawet dwugodzinny spacer nie starłby z jej twarzy szerokiego uśmiechu, który odmłodził ją o jakieś pięć lat. Straconych lat.

 Idąc poboczem i mrużąc oczy przed słońcem, Lotte zaczęła się zastanawiać. Jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie uparła się na chęć niesienia pomocy innym? Czy byłaby teraz naiwną dwudziestotrzylatką z mężem alkoholikiem i trójką dzieci na wychowaniu? A może w college'u zmądrzałaby i teraz pracowała nad ważnym projektem? Nie. Na pewno nie. Najprawdopodobniej imprezowałaby przez pierwszy rok, po którym zostałaby ze studiów wyrzucona. Charlotte nie należała do dziewczyn, które chciałyby pracować nad sobą i torować drogę do świetlanej przyszłości. Dziewczyna szłaby z prądem tak długo, jakby się dało. W ostateczności zostałaby prostytutką, ale idąc tym tokiem, wyrwała się z zamyślenia.
 Oddała się w rozmyślania tak intensywnie, że nie zauważyła rzędu sklepów malujących się przed nią. Nagle na ulicy zrobiło się tłoczno. W korku stało co najmniej dziesięć samochodów, a przechodzący obok ludzie sprawiali wrażenie zadowolonych z zakupów.
 Szatynka przeszła na drugą stronę ulicy. Widząc wystawy w witrynach butików przeraziła się. Nie miała przy sobie zbyt wielu pieniędzy, ale musiała doprowadzić się do porządku. Minęła kilka sklepów, które robiły dobre wrażenie. Była jednak świadoma, że długie i żmudne zakupy to nie jest to, czym powinna się w pierwszej chwili swojej wolności zająć.
 Minęła trzy przecznice, zanim natknęła się na second-hand. Nie tracąc czasu, weszła do środka. Pomieszczenie było niewielkie,- biorąc pod uwagę ilość rzeczy- ale biło z niego coś, co ją uspakajało. Wokół używanych ubrań, starych mebli i zakurzonych winyli roznosiła się ciepła i domowa atmosfera.
 Minęła chwila, nim Lotte weszła w głąb sklepu. Przez chwilę chciała się zwyczajnie po napawać słodkim zapachem i gęstym powietrzem. W sklepie było wszystko. Dosłownie wszystko. Raj dla ludzi parających się przeróżnymi dziedzinami.

 Pomimo chęci przyjrzenia się każdej rzeczy, dziewczyna od razu skierowała się do kąta, w którym stały wieszaki z ubraniami. Zaczęła przeglądać kwieciste sukienki, kolorowe tuniki i dopasowane jeansy, między którymi wisiała para spranych dzwonów. Dziewczyna chwyciła je, po czym udała się z nimi do przymierzalni- o ile przymierzalnią można nazwać fragment podłogi oddzielony zasłoną. Po chwili wyszła przed lustro z parą 'nowych' spodni na tyłku. Pasek zatrzymywał się na biodrach, żeby ukazać płaski brzuch, na którym widać było lekko zarysowane mięśnie. Natomiast jeans idealnie opinał się na krągłych pośladkach, pod którymi wąska nogawka szła do połowy uda, żeby potem zacząć z każdym centymetrem materiału coraz bardziej się rozszerzać.
-No no no...- ujrzała w odbiciu wysokiego chłopaka łapczywie przyglądającego się jej krągłościom.
-Coś nie tak?- powoli odwróciła się w stronę nieznajomego, celowo zataczając w powietrzu koła biodrami. Podniosła głowę do góry, żeby móc przyjrzeć się twarzy wyższego o głowę faceta. Miał piękną, cynamonową karnację, która w miarę dobrze komponowała się z ciemnymi oczami i śnieżnobiałym uśmiechem. Był dobrze zbudowany, ale jego postura i łagodne rysy zdradzały, że nie mógł być starszy od Lotte.
-Wręcz przeciwnie. Wyglądasz świetnie w tych dzwonach. Może powinnaś dobrać do tego coś jeszcze?- dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Przyjrzała się plakietce przymocowanej do koszulki chłopaka.
-Dzięki, Tom. Może mi coś polecisz?
-Eee, nie. Nie znam się na babskich fatałaszkach.
-Och, kiepski z Ciebie pracownik.
-Pracownik miesiąca- wypiął dumnie pierś przed siebie.
-Jedyny pracownik?- ponownie zaczęła przeglądać wieszaki z odzieżą. W oczy rzucił jej się krótki top w stokrotki oraz jeansowa kurtka. To trochę nie w jej stylu...ha! Nie miała żadnego stylu. Przez kilka lat nosiła luźne podkoszulki z logiem DOMu i shorty z kieszeniami. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby mogła poeksperymentować.
-Mam nadzieję, że niedługo. Samemu można zanudzić się w tej pracy na śmierć. Mało tu przychodzi klientów- ruszyła do prowizorycznej przymierzalni. Szybko zarzuciła na siebie ubranie. Zastosowała kolejne oględziny w lustrze, po czym uznała, że wygląda dobrze. Przynajmniej dobrze się czuła.
-To znaczy, że kogoś szukacie?- zagadnęła niby od niechcenia.
-Tydzień temu zwolniła się od nas dziewczyna, więc szef powierzył mi zadanie przygarnięcia kogokolwiek. Jakieś tam wymogi nakazują, że musi mieć co najmniej dwóch pracowników.
-Zgadzam się
-Słucham?- chłopak spojrzał na nią zdezorientowany. Albo wybiła go z rytmu opowieści, albo na prawdę nie miał zielonego pojęcia, o co jej chodzi.
-Przyjmę tę pracę
-Mówisz to tak, jakbyś oddawała mi dużą przysługę- skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Przymrużył oczy i ściągnął usta. Na jego czole pojawiły się zmarszczki, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Albo podejrzliwie podchodził do klientki.
-Potrzebuję pracy, więc będziesz moim wybawcą. Może tak być?- po niespełna minucie Tom kiwnął głową. Wyciągnął rękę do Lotte, która szybko odwzajemniła uścisk
-Witamy na pokładzie.
-Czy to znaczy, że dostanę pracowniczą zniżkę na te ubrania?- okręciła się wokół własnej osi, uwodzicielsko kręcąc tyłkiem. Chłopak się speszył i od razu odwrócił wzrok. Nie wiedział, jak się zachować, więc tylko wrócił za ladę. Prca z nim będzie dla Charlotte dobrą zabawą.


 Wygładziła pomiętą koszulkę, a mały plecak zarzuciła na plecy. Włosy zebrała w koński ogon, wyprostowała się. Miała nadzieję, że choć trochę wygląda jak kobieta wracająca z misji, a nie dziewczynka uciekająca z kubańskiego kartelu.
 Zapukała do masywnych, mahoniowych drzwi. Jej serce zaczęło kołatać. Nie wiedziała czy zastanie rodziców albo jak zareagują na jej widok. W tym momencie jej strach sięgał zenitu. Była przerażona bardziej niż widokiem Caspera i ostatnim zajściem w jego obskurnym biurze. Samo wspomnienie wywołało u niej dreszcze, ale pomimo tego zachowała spokój. 
 Chciała zastukać kolejny raz, ale jej pięść zawisła w powietrzu. Drzwi otworzyły się na oścież. Przed nią wyrosła postać wyższa o głowę. Twarz chłopaka otaczały gęste pukle ciemnych włosów z równo przystrzyżoną grzywką odsłaniająca ledwie oczy. Niezbyt masywna i umięśniona postura zdradzała jego młody wiek. Lotte w delikatnych rysach od razu rozpoznała brata. Nie musiała nawet przyglądać się jego przenikliwym, czekoladowym oczom, których sama też była posiadaczką.
-Dave?- w jej głosie było słychać większą nutę zdziwienia niż by sobie tego życzyła. Cały czas była świadoma, że jej młodszy braciszek po pięciu latach stał się mężczyzną, ale nie sądziła, że aż tak wyrośnie. Ta diametralna zmiana w jego wyglądzie bardzo ją uderzyła. Nie była przygotowana na ujrzenie całkiem obcego człowieka. A to miał być dopiero początek. 
-Cha-rlie?- zapytał zdumiony nastolatek. Nie wiedząc, co uczynić, odgarnął włosy z czoła. Zlustrował dokładnie dziewczynę, jakby była przybyszem z kosmosu. Po kilku minutach stania bez ruchu dotarło do niego, co się właściwie dzieje. Jego usta wygięły się w łuk, a ręce powędrowały w stronę siostry. Porządnie wyściskał gościa, następnie zapraszając do środka. 
-Gdzie rodzice?- zapytała zdziwiona spokojem, jaki zastała w domu. 
-W pracy. Wrócą za kilka godzin.
-Aha- weszła w głąb korytarza. Zatrzymała się przy szarawej ścianie przyozdobionej licznymi ramkami. Uśmiechnęła się na widok zdjęć, wracając wspomnieniami do okresu przed wyjazdem. Zdała sobie sprawę, że była bardzo głupią i naiwną nastolatką. Miała nadzieję, że chociaż jej siedemnastoletni brat ma nieco rozsądku. Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że mimo to, nadal jest facetem- nie mogła cudów od niego wymagać.
-Długo Cię nie było- zagadnął nastolatek. Ani na chwilę nie oderwał wzroku od siostry, badawczo jej się przyglądając. Przyzwyczaił się do bycia jedynakiem. Nie spodziewał się, że Charlotte jeszcze wróci.
-Tak...strasznie wyrosłeś. Zrobił się z Ciebie prawdziwy mężczyzna
-Co Ty pieprzysz?- wyrwało mu się. Chciał przeprosić siostrę za język, ale zanim się do tego zabrał, dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
-Zapomniałam, że nie jesteś dzieckiem. Ja w Twoim wieku byłam straszną gówniarą.
-Jestem dojrzałym facetem- wypiął dumnie pierś, co wywołało kolejną salwę śmiechu
-Pracuję i gram w zespole. Wiem, jak o siebie zadbać.
-A szkoła?
-Chodzę...jeszcze. Może się czegoś napijesz? 
-Nie. Prześpię się- skierowało się do pokoju znajdującego się po lewo na samym końcu korytarza. Przekręciła gałkę, weszła do środka. Pomieszczenie nie zmieniło się ani trochę. Ściany cały czas lśniły w odcieniu bladego różu; przyozdobione plakatami najprzystojniejszych aktorów. Przy drzwiach stała szeroka szafa, zapewne jeszcze wypełniona starymi ubraniami Lotte. Na środku pokoju stało duże łóżko z baldachimem. Nie zwracając uwagi na resztę, po zlokalizowaniu posłania, rzuciła się na łóżko. Nie minęła minuta, gdy można było usłyszeć cichy odgłos chrapania. 



 Minęło kilka godzin, nim zapadła w sen. Obudziła się w otaczających ją ciemnościach. do tego z bólem głowy i jeszcze gorszym samopoczuciem. Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Łóżko pod jej ciężarem wygięło się lekko w łuk, a sprężyny zachybotały. Była przestraszona. Wiedziała, że nie leży na starej kanapie w swoim maleńkim mieszkaniu. No i gdzie był Caden? Nie było nocy, żeby z nią nie spał. Nie dlatego, że pałała do niego szczenięcą miłością. Będąc blisko niego miała pewność, że podczas snu nikt nie włoży jej lufy do gardła. 
-Charlotte?- drzwi delikatnie zaskrzypiały. Przy otworzeniu wpuściły strugę ostrego światła. Dziewczyna zmrużyła oczy, żeby móc przyjrzeć się nowej postaci. Ujrzała niewyraźne kobiece kształty. Jako drugie zauważyła nieliczne, ale siwe pasemka na gęstej czuprynie kobiety. Gdyby była sentymentalna, zapewne zaniosłaby się płaczem. Zamiast tego, po prostu wstała. Podeszła do kobiety, poklepała ją po ramieniu. Następnie przytuliła. Gdy wymieniły się czułościami, dołączył do nich starszy mężczyzna. Otoczył dziewczynę ramieniem. Ściskał ją tak mocno, że nie mogła złapać tchu.
-Tato, połamiesz mi żebra- rodzice Lotte cofnęli się kilka kroków. Przyjrzeli się uważnie swojej dorosłej już latorośli. Na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy i oczy pełne łez. Tak wyglądała radość. Prawdziwa radość i ulga, które po pięciu latach niepewności wypełniły ich serca. 
 Cała trójka udała się do salonu, gdzie na ekranie telewizora speaker przedstawiał wiadomości.
-Zaparzę herbaty- Pani Lombardo zniknęła z oczu córki. Wróciła jednak po kilku minutach z tacą pełną ciastek oraz trzema filiżankami znad których unosiła się para. Czuć było słodki zapach różanej herbaty. Niegdyś ulubionego napoju Lotte.
-Na długo przyjechałaś?- zapytał ojciec, gładząc się przy tym po wąsach.
-Mam nadzieję, że już na stałe- słychać było ciche westchnięcie. Każdego uradowała ta wiadomość. Tylko Charlotte wiedziała, że to tak naprawdę nie zależy od niej. 
-Opowiedz nam. Co robiłaś przez te lata? Wolontariat musiał Cię całkowicie pochłonąć- widząc pełne łez oczy matki nie miała litości, żeby powiedzieć im prawdę. Ha! Nawet i bez tego nie była pewna, czy mogłaby im zdradzić jakiekolwiek szczegóły. Nie chcąc robić nikomu przykrości postanowiła, że nie będzie wyprowadzać rodziny z błędu.
-To prawda. Wiele się nauczyłam- gdyby tylko wiedzieli, jakiego fachu.